loader gif

Podróże pociągiem

Uwielbiam metaforę życia jako podróży pociągiem. Pisałam o niej tu i ówdzie wiele razy. Postanowiłam też kiedyś, że moje życie będzie przygodą a ono takie właśnie się stało.

I tak wczoraj, wracając do domu po inspirującej konferencji, miałam dwadzieścia pięć minut na dotarcie do dworca i zakup biletu na ostatni pociąg. A że lubię działać cuda, więc zdążyłam. W moim przedziale siedziała starsza kobieta i podgryzając kanapeczkę czytała czasopismo. Byłyśmy tylko we dwie, więc swobodnie mogłyśmy porozmawiać. W przedziale obok jechali kibice, którzy spiewali, krzyczeli i przeklinali. A ona opowiadała mi o swoim życiu.

– Wracam od córki ze Szczecina. Zaprosiła mnie na święta. Wie pani, moja córka jest już na rencie. Posypało jej się zdrowie z powodu depresji. Wpadła w nią, bo musiała spłacić tysiące długu za syna koleżanki, któremu żyrowała kredyt w banku. To ją wykończyło. Jej mąż jest wojskowym i zawsze ją wspierał. Ale ona jest taka wrażliwa, że zawsze próbowała komuś pomagać, zapominając zupełnie o sobie. I tak to się dla niej skończyło.

– Widać wyraźnie, jak emocje wpływają na nasze zdrowie. Zawsze najpierw powinniśmy pomagać sobie. Nie można dawać z pustego ani dzielić się czymś, czego sami nie mamy.

– Dokładnie. Wie pani, ja teraz połowę emerytury wydaję na lekarstwa. Ale dbam o zdrowie, chodzę i jestem sprawna, a mam osiemdziesiąt jeden lat. Od dziewiętnastu jestem już sama. Mój mąż umarł po sześciu latach od przejścia na emeryturę. Tak bardzo się bał, że nie będzie miał na niej co robić. Grał w orkiestrze i śpiewał w chórze, ale to było dla niego chyba za mało. Czuł się tak nieprzydatny, że to wpędziło go do grobu. A ja w tym szoku, gdy miałam sześćdziesiąt trzy lata, wyjechałam na rok do pracy do Włoch. Nie znałam języka, miałam tam tylko koleżankę, która mi pomagała. Szukałam pracy miesiąc a później opiekowałam się niepełnosprawnym mężczyzną. Ale przez rok zarobiłam tyle, że wyremontowałam całe mieszkanie, kupiłam nowe meble i sprzęty. Wystarczyło jeszcze, aby podzielić się z wnukami. Człowiek, gdy traci coś w życiu, dopiero wtedy jest w stanie zrobić rzeczy, na które nigdy wcześniej nie miał odwagi. Całe życie żyliśmy z mężem skromnie z naszych robotniczych pensji. Zawsze czegoś brakowało. Często nawet banana dziecku nie można było kupić. Więc teraz już niczego sobie nie żałuję. Nawet jeśli są tuczące, chcę zjeść banana i to robię. To jedyna taka moja szansa. Dzieci są już dorosłe, a ja chcę skorzystać jeszcze z życia zanim umrę.

Tak miło upłynął nam czas na rozmowach o życiu i dzieleniu się dobrem z innymi. Wyniosłam jej ciężką walizkę z pociągu życząc jeszcze wielu przyjemnych chwil w życiu. Pozostawiła mnie jednak z pytaniami: czy chcesz czekać, by zacząć żyć dopiero, gdy stracisz swoich bliskich czy pracę? Czy potrzebujesz szoku, żeby zrobić coś szalonego i spełnić jakieś marzenie? Czy chcesz po prostu przeżyć życie by dotrwać do śmierci?

Zastanów się… i żyj zanim umrzesz…