loader gif

Stykając się ze śmiercią

Nikt z nas na co dzień nie myśli o śmierci. Żyjemy tak, jakbyśmy nigdy nie mieli umrzeć, a jednocześnie w naszych dniach tak bardzo czasem brakuje życia…

Zdaje nam się, że śmierć nas nie dotyczy. Dopóki jesteśmy zdrowi i młodzi, nie istnieje dla nas. Lęk przed końcem doczesnego żywota spychamy gdzieś na dno naszej codzienności, udajemy, że to co robimy, będziemy robić zawsze. Udajemy, że nic nigdy nie zagrozi naszym pozycjom, karierom, planom, marzeniom…

Pewnie rzeczywiście umieramy totalnie z przyzwyczajenia. Nasz organizm jest zdolny do wielu rzeczy, o których nam się nie śniło, jeśli tylko o tym wiemy, jeśli w to wierzymy, jeśli… ale nie każdy to wie.

Zetknąłeś się kiedyś ze śmiercią?

Ja na poważnie spojrzałam jej wielokrotnie w twarz. Już jak byłam dzieckiem, niesfornym i ciekawym świata, robiłam rzeczy tak ryzykowne, że dzisiaj, z perspektywy czasu, podziwiam mojego anioła stróża za jego cierpliwość i ogromną pracę jaką przy mnie wykonał.

Zetknęłam się ze śmiercią, kiedy umierał mój dziadek. Wtedy w swoim pamiętniku zapisałam dokładnie, kiedy czułam i wiedziałam, że właśnie umarł. Ale wiedziałam, że poszedł za babcią, którą kochał. Byłam o niego spokojna.

Nigdy nie przerażała mnie śmierć. Nie bałam się jej, bo urodziłam się z pamięcią tego, jak jest po drugiej stronie. Z pamięcią o wiecznej, wszechogarniającej miłości, jaka wynagradza wszystko. Ale nie każdy to wie…

Ostatnio za każdym razem, kiedy byłam w domu, zaglądałam do babci. Widziałam nad nią tę aurę, którą dobrze znam. Aurę zbliżającego się końca życia. Nie wiem, kiedy to będzie. Czułam, że to już wkrótce.

Nigdy jednak nie zbliżyłam się tak bardzo do tego świata od tej strony, jak dzisiaj, stojąc przy jej szpitalnym łóżku. Poznała nas wszsytkich. Powiedziała:

– Czekałam na was, aż wszyscy przyjdziecie, to już będę mogła iść dalej.

Nikt nie odnotował znaczenia jej słów. Ale ja od razu ją zrozumiałam.

Opowiadała niestworzone historie. Zdawało się, jakby majaczyła. Jednak poznała nas wszystkich. I wiem, że nie majaczyła. Po prostu teraz przewija się przed nią całe jej życie. Widzi wszystkie najgorsze zdarzenia ze swojej historii, które ją skrzywdziły. I ja, jako kolejne pokolenie, niewiele o nich wiem. Słyszę tylko ból, strach i cierpienie, jakie wyciska jej z oczu łzy. Mówi o prawdziwych zdarzeniach, o wojnie, jaką przeżyła. Chce uciekać, ratować się.

Wyobraź sobie, co byś czuł, gdyby osoba, jaka uczyła cię doić krowę, prać skarpteki i myć słoiki, stała jedną nogą po drugiej stronie?

Nie płaczę. Bo wiem, że nawet jak idzie, to idzie tam, gdzie jest miłość. Jestem o nią spokojna. Ale wiem, że mogę jej pomóc. Nie po to jestem, jaka jestem, by tego nie zrobić. By jej nie ulżyć i nie uspokoić.

Zrobiłam jej dwupunkt, odprawiłam wszystkie modlitwy, jakie tylko przyszły mi do głowy, wezwałam anioły na pomoc. Zrobiłam jej masaż metamorficzny uwalniający traumy, po czym zasnęła głęboko. A wieczorem było już o wiele lepiej. Była spokojna…

Kiedy myłam jej dłonie i szyję, mówiąc spokojnym głosem, że jest tu bezpieczna, wypełniała mnie tylko miłość. Byłam w pełnej koherencji, a ona się uspokajała i usypiała. Nie ma wspanialszego lekarstwa, niż miłość. I wiem, że w jakimś poprzednim wcieleniu też opiekowałam się ludźmi, którzy już nie mogli tego sami dla siebie zrobić. Bo dokładnie czułam, co i jak należy mówić. Czułam tę wypełniającą mnie miłość, która aż strzykała mi przez palce. A kiedy dotknęłam jej stóp, powiedziała:

– Jakie masz gorące ręce…. czuję…

I wiesz, nie chodzi o to, by bać się śmierci, starości, odchodzenia.

Chodzi o to, by być do końca troskliwym człowiekiem, wdzięcznym i kochającym dla drugiego człowieka, który dał ci część swojego życia.

By dbać.

By czuć.

By kochać od początku do końca.

I modlić się tak, jak umiesz, by kochająca modlitwa ulżyła każdej traumie, cierpieniu i trosce.

Wiem też, że nie mamy świadomości, jak wiele traum rodowych my sami nosimy w sobie. Może się wydawać, że nasze życie jest tylko nasze. Ale tak nie jest. W naszym DNA i polu morficznym rodziny gromadzi się wiele energii. Jeśli jakieś traumy nie zostały uleczone, będą zbierać żniwo w naszych doświadczeniach. Będą na przykład nieracjonalnymi lękami albo szkodliwymi wzorcami postępowania. Nie jesteśmy tylko sobą. Jesteśmy sumą wszystkich doświadczeń naszych własnych i naszych przodków.

Dlatego cokolwiek robisz, ma to znaczenie. Bo kiedy ty dążysz do uzdrowienia, uleczasz swoje wnętrze, uleczasz jednocześnie swoich przodków i dajesz szansę na zdrowe życie swoim potomkom. Zdrowe, znaczy pełne harmonii i wolne od szkodliwych więzów, emocji i traum.

Warto o tym pamiętać.

Że tak wielki mamy wpływ.

Że tak wiele znaczy w życiu miłość.