Od Kopciuszka do Królewny
Każdego dnia spotykam kobiety. Pragnąc dać im odrobinę radości czy zwyczajnej odskoczni od codziennej monotonii i obowiązków. Są niezwykłe… Nie ma dwóch do siebie choćby podobnych. Włosy czarne, blond, rude czy bliżej niezidentyfikowanego koloru. Oczy niebieskie, zielone, piwne czy szare, okalane długimi bądź krótkimi rzęsami. Inne kształty twarzy, odcienie skóry, piegi. Inne uśmiechy, głosy czy sylwetki. Niby są takie całkiem zwyczajne. Pracują lub nie, mają dzieci albo koty. Panie inżynier, które chciały być malarkami czy sprzątaczki, które miały zostać piosenkarkami. Albo panie inżynier, które piszą wiersze do szuflady… Wpatruję się w nie, jak w jedną z największych tajemnic stworzenia, którą dla mnie są. Moje serce czyta ich smutki i troski, słyszy ich skryte pragnienia, wyczuwa niespełnione marzenia… Nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo są wyjątkowe.
Jednak one nie widzą siebie moimi oczami. Mój żołądek dostaje spazmów, gdy słyszę o katorżniczych dietach. Liczą kilogramy lub kalorie. Biegają, by schudnąć. Serce mi staje, gdy liczą nawet kroki, bo przecież w telefonach mają cały wachlarz aplikacji przypominających im o wszelkich niedoskonałościach, z jakimi muszą wręcz walczyć. I tak się czują za grube lub za chude. Mają za duże nosy lub za małe usta. Chciałyby poprawić najlepiej wszystko, bombardowane z każdej strony opiniotwórczymi okładkami drogich magazynów. Trzydziestolatki już są za stare i mają pełno zmarszczek. Czterdziestolatek nie czeka nic dobrego, a tym bardziej po rozwodzie. Pięćdziesiątki niemal na wieńce odkładają i rozglądają się za kwaterą na pagórku przykościelnym. Najgorzej, że do sześćdziesięciu siedmiu lat trzeba w pracy jakoś przeczekać… Odkładają wakacje na „aż pozbędę się cellulitu”. Przekładają miłość na „aż schudnę”. Nie idą do teatru, bo mają pryszcz na nosie. Wszystko na potem. Dżem co drugi dzień: dżem wczoraj, dżem jutro, ale nigdy dżem dziś!
Pamiętam czas, gdy nie miałam kontaktu ze swoją kobiecą mocą. Nie widziałam w sobie kobiety i traktowałam się jak Kopciuszka. Zawsze było „coś” ważniejszego do kupienia, do zrobienia lub „ktoś” ważniejszy niż ja. Nie umiałam być „zaopiekowana” przez kogoś. A kobiecość jest darem i błogosławieństwem samym w sobie. Zasługuje na celebrację.
Zrzuć więc łachmany i wsiądź do dyniowatej karocy. Skiń dumnie głową na stangreta, by pogonił szybciej myszowate konie! Musisz zdążyć na bal Twojego życia, bo grasz w nim główną rolę!
Biegaj, bo lubi to twoje ciało, a nie po to, by schudnąć. Dbaj o zdrową dietę, by mieć piękną cerę. Pielęgnuj swoje ciało, by dawać sobie wszystko to, co najlepsze, aby świat widział, jak należy o ciebie zadbać. Strój się, by czuć się dobrze w swojej skórze, a nie po to, by podążyć za trendem. Cel bez wartości jest jak pusty orzech. Skorupka wygląda pięknie, ale niczego nie posmakujesz.
Ty jesteś swoim najcenniejszym skarbem! Ciebie tworzy Twoje wnętrze. To tam zaklęta jest tajemnica Twojego piękna. Mercedesem bez siedzeń i kierownicy donikąd nie zajedziesz. A nawet trabanta można wyposażyć w wysokiej jakości sprzęt elektroniczny i skórzane fotele. Jesteś całością. Jesteś wyjątkowa i piękna, taka, jaka jesteś. Nie da się Ciebie „podrobić”. Chyba, że Chińczycy zaczną masowo klonować ludzi. Jednak pomijając tę możliwość, jesteś niezastąpioną na tym świecie kobietą! Świętuj to każdego dnia!