loader gif

Jak działa mapa marzeń?

Kilka miesięcy temu popełniłam tak zwaną mapę marzeń. Narzędzie proste, często wykorzystywane w dziedzinie rozwoju osobistego, także praktyce prawa przyciągania czy treningu podświadomości. Znalazła swe miejsce na ścianie nad łóżkiem, gdzie ledwie się zmieściła, ponieważ z rozpędu przybrała rozmiar mniej więcej połowy prześcieradła. Teoretycznie ma rok, aby się ziścić. Tudzież moja relacja urlopowa nadgryza tematycznie niewielki jej fragment.

Ucząc się odpoczywać z dala od codziennych zajęć, zawitałam do Wiednia by spędzić czas z przyjaciółmi. Zagoniona do ostatniej chwili nie sprawdziłam nawet dostępnych atrakcji. Należę jednak do grupy fanów architektury i zieleni, co już znacznie ogranicza obszary wycieczkowego szwędactwa. Nie pociąga mnie bowiem sztuka współczesna typu obrazy tworzone przez wylewanie zwierzęcej krwi na ściany. Choruję za to na średniowieczne zamki i twierdze (nawet więzienia) wszelkiej maści, fosy, mury obronne i broń, a jeśli do tego dorzucić piękne ogrody, lasy i gaje, pozwoliłabym sobie poobgryzać paznokcie za oddech stęchlizny starego zamczyska. Nie dziwne zatem, że gdy na horyzoncie zamajaczył takowy, zapragnęłam go obejrzeć.

Gdy nastała ta wiekopomna chwila, byłyśmy pod bramą pierwsze. Stąd udało się nawet uchwycić piękną wieżę o poranku bez tłumu turystów z telefonami, tudzież aparatami na kiju w tle. Gdy spojrzałam na to zdjęcie zdałam sobie sprawę, że bardzo podobny obraz wydarty siłą z gazety, umieściłam kilka miesięcy wcześniej na mojej mapie marzeń. W dodatku hasło, jakie ułożyłam z wycinków brzmiało: „Księżniczka szykuje się do balu życia, w zamku, w królewskim mieście”.

w zamku w królewskim miescie

Wszystko dla mnie jest inspiracją i bajką, którą piszę, stąd nawet moje „prześcieradło marzeń” wygląda niemal jak piracka mapa skarbów. Siebie jednak mogłabym mianować jak na razie jedynie „księżniczką z wieży ciśnień”. Dokładnie pod taką wieżą się znalazłam, chociaż zupełnie tego nie planowałam i nie przewidziałam.

Na dowód tej niezwykłości załączam zdjęcia z Kreuzenstein.

wieża

wieża i ja

Po wejściu za bramę okazało się, że mogą nas dołączyć do angielskojęzycznej grupy zwiedzaczy. Dla mnie cud z nieba, ponieważ nie znam niemieckiego. Wokoło biegał chłopiec z flagą na plecach. Moja towarzyszka podróży spojrzała na nią i powiedziała:

– Co to za flaga? Z jakimś kogutem?

– Może z Afryki? – rzuciłam bez namysłu.

– Nie mów, że z Ugandy? – odparła.

Dopiero wtedy bacznie się jej przyjrzałam. Przed oczami stanęła mi moja historyjka o wysyłaniu Boba do Afryki i dyplomacie z Ugandy.

– Tak, to jest flaga Ugandy! – roześmiałam się.

uganda w zamku 900px-Flag_of_Uganda.svg

Uwielbiam zagadki i znaki, jakie wysyła mi Wszechświat. Życie traktuję więc jak zabawę w odkrywanie jego tajemnic i naukę o sobie. To sprawia, że oczekując zaskoczenia i przygody, zawsze je otrzymuję. I przeważnie ze sporą dawką poczucia humoru. Sama lepiej bym tego nie wymyśliła: pojechać na wycieczkę do zamku pod Wiedniem i zwiedzać go razem z turystami z Ugandy! Chylę czapkę!

Na mojej mapie marzeń, tak bez szczególnego zastanowienia, umieściłam także zdjęcie koncertu. Dlaczego? Ponieważ stwierdziłam, że w życiu sporo mnie omijało, w tym wiele koncertów, których sobie odmówiłam. Takim też dziwnym zrządzeniem losu trafiłam akurat na coroczny festiwal w Wiedniu, trwający trzy dni. Nie ma fizycznej możliwości obskoczenia dziewiętnastu scen, więc słuchając intuicji przystanęłyśmy pod sceną ze szlagierami.

Tam po chwili pojawiła się okazała, piękna kobieta i donośnym głosem rozruszała publiczność. Jazz Gitty, słynna austriacka piosenkarka, ma dokładnie 69 lat. Po zrzuceniu w niedawnym czasie kilku nadprogramowych kilogramów, jej twarzyczka przypominała odrobinę buldoga. Po kilku minutach zrzuciła sukienkę i skakała (dosłownie) po scenie w różowym gorsecie i spodenkach z falbankami, coś na kształt babcinych pantalonów. Zapraszała publiczność do siebie i ciągle żartowała (w sposób bardzo bezpośredni, adekwatnie do swojego wieku hihi). Jej radość życia, entuzjazm i pozytywna energia wprost biła po oczach, że nie wspomnę już o wiadrze seksapilu, które wylała na wszystkich mężczyzn (mówię to całkiem poważnie).

Jej przekaz dotyczył patrzenia na siebie z akceptacją i miłością. W tym pozytywnym szaleństwie wszyscy łapali się za ręce, tańczyli i śpiewali. Najbardziej utkwiły mi w pamięci słowa piosenki „Czyste życie”, by żyć z całego serca, bo wolność jest wtedy nieograniczona. Gwoli ścisłości, kondycji Jazz mogłaby pozazdrościć niejedna nastolatka, pewności siebie co druga modelka a seksapilu zapewne każda kobieta.

Reasumując, mapa moich marzeń, na której jest też czysta miłość i obecność każdego dnia, z zabawy staje się narzędziem do odkrywania praw Wszechświata a ja niczym „Conan zdobywca” cieszę się każdym takim łupem zbiegów okoliczności, choć wiem, że przypadki nie istnieją. Dochodzę do wniosku, że inteligentna Wyższa Świadomość albo lubi się bawić w takim samym stopniu jak ja, bądź zgodnie z zasadą luster, odbija to czym jestem w moją stronę.

To są takie moje bajki z życia, które jeszcze kilka lat temu wyglądało zupełnie inaczej. Było pełne smutku, mizeroty a w moim domu cząsteczkom tlenu nie chciało się uderzać w cząsteczki wodoru, do takiego stopnia wiało nudą. Gdy pewnego dnia po przebudzeniu poczułam się jak pies zmielony razem z budą (a kto wie, może i razem z łańcuchem) stwierdziłam, że nigdy już nie chcę tak się czuć. Postanowiłam, że odtąd moje życie będzie przygodą. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to zadziała. Jednak trzeba uważać o czym się marzy, bo jeszcze się spełni…

Enjoy!